niedziela, 27 grudnia 2015

Niespodzianka!

Hej hej, witajcie
Pamiętacie jak mówiłyśmy, że mamy dla was niespodziankę?
Teraz możemy wam już pokazać czym ta niespodzianka jest. Obie się starałyśmy, żeby
ten projekt wyszedł nam jak najlepiej.  Oto przed wami nasz nowy blog. O całkowicie nowej
historii:
Na blogu umieściłyśmy już pierwszy rozdział. Możecie go przeczytać i podzielić się z nami  swoimi przemyśleniami na jego temat.

Chałupy łelkam tu

piątek, 18 grudnia 2015

Rozdział 6 - Śmierć nigdy nie puka.

 Przeeeeepraszam, wiem zawaliłam, ale naprawię to. Następne rozdziały będą lepsze! (Choć u Ay lepsze to już będzie level OMG! XD, kocham cię skarbe ;*) I ogólnie planujemy sporą przemianę CZ! To tyle. Miłej lektury.


Pozdrawia Kadżka, która zawsze zabiera sobie notkę odautorską XD

(Rozdział dedykowany xxx (znajoma <33))




Perspektywa Merry:

Wyjeżdżając z miasta, czułam jak ta cała sytuacja zaczyna mnie przygniatać. Płonące budynki, ciała walające się po zniszczonych ulicach, wszechobecne popioły dawnej świetności, tak właśnie wyglądała moja ojczyzna. A bliscy, jaki los ich czekał? Tego Alex nie chciał mi powiedzieć. Domyślałam się, że prawda musi być straszna skoro nie chce jej wyjawić, wszystkiego miałam dowiedzieć się na miejscu, w ostatnim wolnym mieście na świecie: W Moskwie. Podróżowaliśmy w kolumnie wozów opancerzonych tuż obok zwykłych żołnierzy. Krótkie postoje były jedyną chwilą, by rozprostować kości. Cios w twarz jaki zadałam Alexowi, nie okazał się zbyt poważnym, jednakże przez pierwszy dzień z nosa obficie lała się krew, on sam nie miał do mnie o to żadnego żalu. Cały czas bałam się sytuacji, gdy będzie chciał się do mnie zbliżyć, porozmawiać o tym jaka kiedyś byłam, jednak on tego nie zrobił. Powstrzymywał się i był niezwykle wyrozumiały, pewnie liczył, że gdy dojedziemy na miejsce znów stanę się jego ukochaną Merry. Nie miałam najmniejszego zamiaru przywoływać swojej pamięci, choć pytania się namnażały, ja nieugięcie pozostawałam przy swoim. Jednak coś we mnie było, coś co oprócz miłości skłoniło Alexa, by po mnie przyjechał. Wypytywałam go, dlaczego to ja jestem tak ważna w tej historii, co takiego w sobie skrywam: on jak zawsze unikał odpowiedzi, zresztą mało mówił o przeszłości.
 Zbliżając się coraz bliżej granic Rosji obserwowałam magiczną zmianę terenu. Powietrze stawało się czystsze i wolne od robactwa, niebo odzyskiwało dawny błękit, a miejscowości były coraz mniej zniszczone. Raz nawet spotkaliśmy dom, w którym mieszkała rodzina z dziećmi, jednak zatrzymaliśmy się po owoce rosnące w ich sadzie, nie miałam jednak okazji zamienić z nimi choćby słowa. Próbowałam wyciągnąć więcej informacji od żołnierzy, jednak moje starania szybko okazały się daremne, każdy z nich milczał, gdy się do nich odzywałam. W trakcie dziesiątej nocy każdy, jakby przeczuwał nadciągającą tragedię. Oddechy wszystkich były jakieś szybsze, a szepty znacznie cichsze. Nawet Alex zdawał się zachowywać się jakoś inaczej, wciąż popędzając kierowcę, jednak to wszystko pękło, gdy dojechaliśmy do Królewca. Podobno te miasto zamieszkiwało kilka rodzin, ale jadąc czuliśmy się tam nieproszonymi gośćmi w mieście duchów. Puste domy, pozawalane wieżowce, zniszczone mosty, z dawnego wielkiego miasta pozostała tylko sterta gruzów. Serce zabiło mi mocniej, gdy usłyszałam krzyk kobiety. Wstałam i przez przyciemnianą szybę zauważyłam młodą dziewczynę biegnącą w naszą stronę. Krzyczała coś, jednak jej głos był jakiś dziwny i niezrozumiały. Nagle powietrze przebił wrzask mówiący ''oni tu są'', po czym kilka pojazdów przed nami zajęło się ogniem. W tamtej chwili zrozumiałam jak cienka jest granica pomiędzy życiem a śmiercią. Serce zaczęło mi bić znacznie szybciej, a ręce niebezpiecznie drgały, ledwo zdążałam utrzymać broń w dłoniach. Pojazd stojący przed nami trawił ogniem ludzi uwięzionych w jego wnętrzu. Krzyki były tak głośne, że niemal czułam ból umierających, chciałam krzyczeć żeby ktoś coś zrobił, ale nie mogłam, moje ciało było sparaliżowane. Kilka sekund po zdarzeniu jakiemuś człowiekowi udało się wyjść z płonącego samochodu, jednak przez przypadek jego kamizelka została liźnięta jęzorem ognia i ów mężczyzna stał się żywą pochodnią. Biegał dookoła naszego pojazdu waląc w niego swoim ciałem. Błagał nas abyśmy mu pomogli, ale wszyscy byli zbyt głębokim szoku. W końcu Alex kazał kierowcy ruszyć jak najdalej stąd i przy okazji przejechać żołnierza. Dla niektórych byłby to akt bestialstwa, dla innych uśmierzenie cierpienia, jednak dla szarego wojownika jest to powinność do spełnienie, a ja nie zamierzałam robić nic; chciałam uszanować ich honor.
 Z piskiem opon wykręciliśmy w boczną aleję, a gdy odwróciłam się, by zobaczyć ile pojazdów zostało zniszczonych, zamarłam. Z całej kolumny pozostaliśmy tylko my i jeszcze jeden wóz pancerny mknący w przeciwnym kierunku. Tumany kurzu jakie pozostawiało po sobie auto znacznie ograniczało widoczność, ale mi to wale nie przeszkadzało, nie chciałam wiedzieć nic na zewnątrz. Alex miał rację, wszystko się zmieniło. Nikt z nas nic nie mówił, wszyscy siedzieliśmy w ciszy niepewnie patrząc sobie po twarzach. Zamiast powiedzieć cokolwiek, pocieszać się czy choćby wypłakać, udawaliśmy jakby nic się nie stało. W każdej wojnie są wybory i ich skutki. Ja wiedziałam, że jeśli wyjadę z Alexem mogę liczyć na taki obrót spraw. Każdy z nas gdzieś tam liczył się z konsekwencjami.
 Trzy godziny później zrobiliśmy postój na jednej z dróg nad brzegiem morza. Oddaliłam się na chwilę od grupy i zasiadłam na kamieniu mocząc sobie stopy w słonej wodzie. Spoglądałam przed siebie na majestatyczny zachód słońca, myśląc o tym co dalej będzie. Zapytałam się w duchy, czy tu w ogóle ma sens? Oni chcą tamtej Merry, tej która była królową i zrzeszała tysiące, a nie niepewnej siebie wariatki niepotrafiącej utrzymać broni w ręce: szukają kogoś kim nie jestem i nigdy nie będę. Nie potrafię patrzeć na czyjąś śmierć, a co dopiero zabijać. Nie nadaję się na przywódcę, ale nikt nie potrafi tego zauważyć, pomyślałam
  Zamknęłam na chwilę oczy, by zapomnieć o tym co się do tej pory zdarzyło. Przez chwilę czułam morską bryzę, jednak chwilę później coś ją zatrzymało, a słońce pod powiekami zgasło. Wiedziałam, że ktoś stoi przede mną, czułam obecność drugiego ciała; ciała Alexa.
 Otworzyłam oczy, a on rzekł do mnie patrząc jakbym była najpiękniej kobietą w jego życiu, dobrze wiedziałam o co mu chodziło.
  -Nie zrobię tego jeśli nie chcesz.
 -Całując mnie nie poczujesz jej obecności, tamta Merry umarła. Zniknęła z niewyjaśnionych przyczyn, a ja się nią nie stanę. Musisz to zrozumieć-powiedziałam wstając i patrząc mu głęboko w oczy.
  -Dobrze o tym wiem, ale co nam szkodzi spróbować?-szepnął.
 Błękit jego tęczówek przypominał wodę rozciągającą się za jego plecami. Chciałam coś zrobić, cokolwiek, a mimo to poddałam się chwili i pocałowałam go. Nasze usta złączyły się i poczułam coś czego wcześniej nie doświadczyłam nigdy. Zawsze myślałam, że motylki w brzuchu to zwykłe kłamstwo, pic sprzedawany dziewczynką w romansidłach, ale się myliłam. Bałam się, że ten moment nastąpi, że ulegnę jego urokowi. Nie chciałam, na prawdę nie chciałam dawać mu nadziei, że kiedykolwiek odzyska dawną Merry, ale wszystko potoczyło się nie po mojej myśli. Poddałam się temu uczuciu i już nic więcej nie mogłam zrobić. Gdy kładliśmy się spać on usiadł obok mnie, a ja położyłam głowę na jego rękach. Objął mnie nimi i pocałował w głowę życząc dobrej nocy. Widziałam, że będzie dobra, pomimo tego ataku w jego dłoniach czułam się bezpiecznie. Tak jakby mogły mnie ochronić przed całym złem tego świata; tak jakby mogły mnie ochronić przed samą sobą.



Perspektywa Ayako:

     

   

        Tak, dzisiaj rozegra się bitwa. To dziś wszystko się zakończy, lub rozpęta na nowo. Wszystko zależy od tego, która ze stron wygra. Westchnęłam cicho i pokornie szłam za Uindo. Byliśmy na wciągnięcie ręki od portalu. Wiatr spojrzał na mnie swoimi błękitnymi oczami. Były tak jasne i spokojne. Gdy w nie patrzyłam czułam, że on we mnie wierzy. I mimo że jestem głupia i słaba, to on, mój opiekun we mnie wierzy. Uindo wypowiedział ciche zaklęcie dotykając dłonią swojej twarzy. W tym momencie jego oblicze przysłoniła maska. Zdziwiłam się, ale przypomniałam sobie, że już kiedyś ją widziałam. -Dlaczego zakładasz maskę?- zapytałam spoglądając na wiatr.
-Ta maska, to oznaka moje przynależności do twojego klanu. Muszę ją nosić, aby nikt nie ujrzał mej twarzy. Ale jak to? Przecież przy mnie wiatr nie nosił maski.Ściągnęłam brwi i zaczęłam się wpatrywać w mojego opiekuna. Moja mina musiała wyglądać wyjątkowo głupio, bo Uindo się zaśmiał. I jak by czytając w moich odpowiedział- Tobie mogę pokazać twarz, ale przeciwnikom nie. -Jeśli to zrobię... -To co wtedy?- zapytałam z przejęciem -Wtedy zniknę.
 - Co?!- jak to możliwe.
 - Kiedy walczę, uaktywniam moce, więc muszę nosić maskę, w innym wypadku po prostu zniknę.Ta maska- wskazał na nią- sprawia, że podczas walki służę twojemu klanowi. Kiedy ją zdejmuję przed tobą, nic się nie dzieje. Ale jeśli zdejmę ją podczas walki z innym żywiołem to odejdę do innego świata, a twój klan straci nade mną kontrolę. Nic z tego nie rozumiałam, ale skinęłam głową. Cała ta sprawa z opiekami była dość dziwna. Dziadek tylko raz mi o nich wspominał. Uznał wtedy, że mój opiekun jeszcze się nie przebudził. Cóż, przyjęłam taką odpowiedź, bo dlaczego miałabym nie wierzyć dziadkowi? Gotowa- powiedział wiatr wyciągając dłoń w moim kierunku. Na chwilę odwróciłam głowę, aby spojrzeć na łąkę. Tak bardzo chciałam tu jeszcze wrócić. Spojrzałam na wiatr i odrzekłam: Tak- chwytając mocno jego rękę. Weszliśmy powoli do portalu. Zastanawiałam się co teraz się stanie. Cóż, odpowiedz przyszła bardzo szybko. Poczułam lekkie szarpnięcie, aż zakręciło mi się w głowie. Po kilku sekundach rozbłysło czerwone światło, a my wylądowaliśmy gładko po drugiej stronie. Rozejrzałam się dookoła. Niestety nadal pamiętałam to miejsce. Pamiętałam je aż za dobrze. Wielkie szare kolumny i kamienne ściany, przytłaczały swoimi monstrualnymi rozmiarami. Czy się bałam? Tak, ale miałam przy sobie wiatr.Wiedziałam, że on mnie nie zostawi. -Ayako, posłuchaj. Musimy zapieczętować cienibójców.
-Co? Ale jak?- szepnęłam, bałam się głośno mówić.
-Dzięki temu- mówiąc to wyciągnął swą dłoń, na której sekundę później pojawiła się mała szkatułka.
 - Haji no hitsugi. Szkatuła hańby.
-Hańby?- czy aby na pewno chodzi o cieniobójców?
-Tak. O nich i ich władce.
-Kim on jest? Uindo nie zdążył odpowiedzieć, bo w momencie otoczyły nas ciemne bezkształtne istoty. Przygotowałam się do ataku, ale wiatr powstrzymał mnie. Jednym ruchem ręki odgonił wszystkie cienie. -Wow- nie wiedziałam, że jesteś tak silny. Ciekawe czy się uśmiechnął. -Chodź- powiedział i chwycił mnie za rękę. Mijaliśmy kolejne ponure kolumny. Płomienie pochodni oświetlały nam drogę.Nie wiem dlaczego, ale pomyślałam, że cienie na nas czekają. Że wszystko się zaraz rozegra. Nagle poczułam, doznałam dziwnego uczucia. Jak by coś albo coś mi się przyglądało.Rozejrzałam się pospiesznie i przystanęłam.
-Coś się stało?- zapytał wiatr. A ja lekko niespokojna patrzyłam na swój cień.Poruszył się dziwnie. Zrobiłam krok do tyłu, a mój cień do przodu. Co do cholery pomyślałam. Chciałam zrobić krok do przodu, ale nie mogłam się ruszyć. Zanim zdążyłam coś zrobić. Wiatr wypowiedział ciche zaklęcie i pochwycił coś co chyba było moim cieniem. Otworzyłam szeroko usta ze zdziwienia. Czegoś takiego jeszcze nigdy nie widziałam. Uindo ponownie jak by czytał w moich myślach odpowiedział zgniatając cieńbójcę- Podczepił się do twojego cienia. Stara praktyka. Jeśli są dostatecznie silni, to mogą zapanować nad każdym cieniem jaki zechcą. No nie. Czy oni mają jakiś słaby punkt? Wstrętne cienie- pomyślałam.
 - To może zdmuchnij pochodnie, wtedy nie będę rzucać cienia.
-To nie jest dobry pomysł. Urośli w siłę, teraz mogą istniej nawet bez światła.
- Co? Jak to?- byłam przerażona. Czy w ogóle mamy jakieś szanse?
-To przez Shadō on jest ich panem. Ma nad nimi pełnie władzy.
-Dlaczego on jest tak silny?- zapytałam pełnym złości głosem. Jak to możliwe, że istnieje coś tak potężnego. -Jest podłym zdrajcą, niczym więcej, a teraz chodź- chwycił mnie za rękę i pobiegliśmy w wzdłuż korytarza. Co jakiś czas atakowały nas cienie, ale wiatr bez problemu je odganiał.Byłam mu wdzięczna i wiedziałam, że gdyby nie on, to sama nigdy nie poszła bym na przód. Nagle stanęliśmy. Zdziwiłam się. Rozglądałam się po miejscu, w którym przystanęliśmy. Duże czarne wrota, a na nich napis w języku, którego nie znam. -To tu?- zapytałam, a Wiatr nie odpowiedział. Usłyszałam jak wypowiada ciche inkantacje. Chwycił mnie za rękę, a drugą pchnął drzwi. Otworzyły się bez trudu. Ciężkie wrota stanęły otworem. Wiedziałam, że widok tego co się za  nimi znajduje może mi się nie spodobać, ale to co zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Cała komnata była wypełniona czymś co przypominała wielką czarną masę energii. Mroczna materia pulsowała miarowo przyprawiając mnie o dreszcze.
 -Spójrz- mówiąc to wiatr wskazał dłonią coś co wyglądało na dziwne rurki przyczepione do materii.
- Coś ci to przypomina? - Zapytał wiatr.Skrzywiłam się trochę. Co niby miało mi to przypominać? Jakaś czarna energia, która pulsuje połączona żyłami... wróć.
Czy ja powiedziałam żyłami? -O na Susanoo! To wygląda jak serce.
-Tak musisz przeciąć aortę- wskazał najgrubszą z żył. Mają rozmach te cienie pomyślałam. Takk, zdecydowanie. Mają. Spojrzałam na ogromną żyłę, no niby jak mam się tam dostać? Przecież to coś,jest niemal nad samym sufitem.-Uindo, ale jak mam się tam dostać?
-Pomogę ci- i chwycił mnie w pasie. Nagle poczułam jak unosimy się nad podłogą. Ojej, pomyślałam. Mój opiekun nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać. Byliśmy prawie na miejscu, więc wyjąłem ostrze. Przygotowałam się aby zadać cięcie, ale wtedy coś wytraciło mi miecz z ręki. Uindo syknął. Natychmiast wylądowaliśmy na ziemi. Byłam zdezorientowana. Rozglądałam się w poszukiwaniu czegoś, lub kogoś, kto wytrącił mi ostrze. Samego miecza też szukałam. I znalazłam je. Leżało tuż przy drzwiach. Pobiegłam w jego kierunku i wtedy usłyszałam krzyk Uindo: Ayako,nie! Zatrzymałam się. Spojrzałam na niego.
 - Co się stało.-Nie ruszaj się!- powiedział przepełnionym strachem głosem.
-Uindo? - powiedziałam lekko przestraszona. Skoro mój wiatr się boi, to nie może być dobrze. -Stój tam!- krzyknął.
-Ale?! Nic z tego nie rozumiałam. I właśnie wtedy dostrzegłam go. Postać, która formowała się z cienia. Z każdą sekundą była coraz wyraźniejsza.Widziałam jak nabiera ludzkich kształtów, i z każdą sekunda bałam się bardziej. Dlaczego? Zrozumiałam, kiedy cień przybrał swą prawdziwą, realną postać. Bolesne wspomnienia wróciły. Ta noc, kiedy próbował mnie zabić. Tak to on. To on mnie porwał.
-Proszę proszę, kogóż ja to widzę... Wiaterek- mówiąc przeszedł obok Uindo. Cień przechylił lekko głowę i spojrzał na mnie- Och, i bym zapomniał. Plugastwo z rodu wiatru. Jakże mi miło. Jego spojrzenie... te czarne jak węgiel oczy, takie dziwne i przerażające. Bałam się ich. Znów się bałam.Cień pstryknął palcami i wtedy poczułam, jak oplatają mnie cieniste liny. Nie mogłam się ruszyć. -Uindo!- Krzyknęłam. Wiatr natychmiast chciał do mnie podbiec, ale cień zagrodził mu drogę. Myśleliście, że wejdziecie tu tak sobie pozbawicie moich cieniobójców mocy?- powiedział podejrzenie ciepłym głosem. - Cóż, plugastwo z rodu wiatru to rozumiem. Ale żebyś ty, Uindo mnie nie doceniał- mówił spokojnie spoglądając na Uindo.
-Jesteś hańbą dla wszystkich żywiołów, jak śmiesz obrażać księżniczkę!
-Księżniczkę? - To coś- wskazał ma mnie- nazywasz księżniczką?
- Zdrajco, jak śmiesz- Uindo zamachnął się ręką tworząc potężny wir powietrzny. Jednak cień zatrzymał go bez trudu. Tak po prostu zatrzymał go dłonią, jakby ataki wiatru były tylko leciutkim dmuchnięciem. - Tylko na tyle cię stać? Doprawdy po legendarnym Uindo spodziewałem się czegoś więcej. Ale widać twoja moc zmalała od kiedy stałeś się... psem tego plugawego rodu. Cień ponownie pstryknął palcami i teraz cieniste liny oplotły Uindo. A ja zamarłam z przestrachu. Próbowałam się uwolnić, z całych sił tego pragnęłam, ale im bardziej próbowałam tym liny zaciskały się coraz mocniej.
-Przynajmniej nigdy nie zdradziłem swojego pana!
-Pff, zdrada? A kto tu mówi o zdradzie. Nigdy nie zrozumiesz, że oni nas wykorzystują. Traktują nas jak swoich sługusów, a co mamy w zamian? Wiesz może, wiaterku? - Nic nie mamy nic!- wykrzyczał cień. -Posyłają nas na pewną śmierć, bo sami są niczym. I tak od wieków. Dzięki tym durnym maskom maja nad nami władzę.  -Właśnie maska- cień dotknął dłonią maskę Uindo. - Hmm, pomyślmy, a co się stanie jeśli, pozbawię cie tej maski? Moje serce kołatało dziko, czułam, że zaraz może się stać coś złego. Próbowałam się oswobodzić.Ale wtedy cień mocniej oplótł moje ciało- Uindo! - krzyknęłam.
-Zamknij się! I wtedy cień zakneblował mi usta.
-Wracając do naszej pogawędki.Co się stanie, Uindo? Wiesz prawda? -Och, po się pytam,oczywiście, że wiesz- Cień zaśmiał się głośno.
-Ty haniebny kretynie, zdradziłeś swojego pana! Powinieneś gnić w szkatule do końca życia!
- O widzisz, a to jest dość ciekawe zagadnienie. Kiedy siedzisz sam w zamknięciu... dni, tygodnie, miesiące,lata... tysiąclecia! To uwierz mi ma się wiele czasu na przemyślenia!
-Jak się wydostałeś?- wycedził mój opiekun.
-Och, jesteś ciekaw? Dzieciak z rodu cienia. Czułem jego gniew. Czułem jak bardzo pragnie zemsty. Podesłałem mu sen. W nim zawarłem wskazówki, gdzie ukryliście szkatułę. Swoją drogą, czy ukrywanie szkatuły w starej świątyni nie jest głupotą? Cóż lepiej dla mnie. To ten dzieciak mnie uwolnił. Tak, a potem stałem się jego sprzymierzeńcem.
-Co? Ale jak to? Przecież ty jesteś zdrajcą a ten dzieciak na pewno znał rodową legendę o tobie.
-Haha, zabawne, że o tym mówisz. Otóż, nie. Nie znał jej. A może go okłamałem, kto wie...
-Jesteś hańbą!- Krzyknął Uindo. A wtedy cień ponownie położył dłoń na masce mojego obrońcy. I wypowiedział jakieś inkantacje. Usłyszałam krzyk Uindo. Po chwili z jego maski pozostały jedynie malutkie kawałeczki, które opadły na podłogę. Czułam jak moje serce rozpada się na miliony małych cząstek, tak jak maska Uindo. W oczach stanęły mi łzy, kiedy zobaczyłam twarz mojego strażnika. Wyglądała jak poparzona. Wiatr spojrzał na mnie i uśmiechnął się -Żegnaj. To były jego ostanie słowa. Zaraz potem zniknął.Łzy spłynęły mi po twarzy. Chciałam zamknąć oczy i nie wierzyć w to co się stało. Z każdym oddechem czułam się coraz gorzej. Każda sekunda bez niego była okropnym cierpieniem.  Jak to się mogło stać! JAK? Uindo! Krzyczałam w duszy. Straciłam go. Straciłam mojego obrońce, mojego opiekuna, ja to przeze mnie. Bo jestem słaba, bo nie umiałam się uwolnić. Mój wiatr poświęcił dla mnie wszystko, a ja? A ja nawet nie umiem się uwolnić z tych pieprzonych więzów!
-No, i po kłopocie. I tak kończą pieski służalcze- cień zaśmiał się podchodząc do mnie. - A teraz moja droga zajmę się tobą.Proszę bardzo pomyślałam. Byłam słaba. Już nic nie miało dla mnie znaczenia. Nazwijcie mnie egoistką. Ale czułam się pokonana. Zamknęłam oczy, bo nie chciałam patrzeć na twarz cienia. I wtedy to poczułam. Tą dziwna iskierkę nadziei, tą która zawsze napędzała mnie do walki. - Walcz szepnął ciepły głos.Walcz! Znałam ten głos, znałam go bardzo dobrze. To był głos Uindo.
-Tak, teraz skończymy z mała plugawą księżniczką, niedługo dołączysz do swojego głupiego opiekuna. Uniosłam głowę i otworzyłam oczy. Spojrzałam cieniowi prosto w twarz. W jednej chwili rozerwałam więzy. Wtedy poczułam, że coś przejmuję kontrolę nad moim ciałem, coś bardzo silnego i pierwotnego. Cień zrobił krok to do tyłu. - No no- czyli nie jesteś aż taka słaba, szkoda, że pokazujesz moc tak późno. Gdybyś zrobiła to wcześniej, twój Uindo żył by nadal. Machnęłam dłonią wprost na cień. Siła uderzenia była tak duża, że wgniotło mojego przeciwnika w ścianę. Podniosłam ostrze i spokojnie podeszłam do cienia. Ten splunął krwią pod moje stopy. Spojrzałam na niego i uderzyłam go z całej siły w twarz. Cichy głos w moje głowie podpowiadał: Zabij, zabij! On na to zasługuje. Tak zasługiwał, więc uniosłam miecz i przystawiłam go cieniowy do gardła.





wtorek, 15 grudnia 2015

Rozdział 5 - Popioły

Nowy rozdział troszkę przygnębiający, ale liczę, że się podoba. Czekamy na komcie i pozdrawiamy (Ayako źle się czuje, więc życzcie jej zdrowia!) Pozdrawiamy i kochamy <3

Walczymy by zwyciężyć.

Sumer love bich.


Perspektywa Merry:

Dzikie szarpnięcie klamką obudziło Merry z głębokiego snu. Za dnia różowy pokój skąpany był w mroku nocy, jedynie akwarium podświetlane przez małą lampkę pozwalało na zorientowanie się gdzie co jest. Dziewczyna niepewnie wyszła spod ciepłej kołdry stawiając kroki coraz bliżej drzwi. Klamka zdawała się poruszać w rytm jej kroków, jednakże cokolwiek było po drugiej stronie, nie mogło wejść, drzwi były zamknięte od środka. Sue pochwyciła kij bejsbolowy pozostawiony przez brata, który wyjechał na studia i gotowa do ataku, przekręciła kluczyk w drzwiach. Mechaniczny szczęk zawisł głucho w powietrzu. Merry nie wiedziała co mogło stać po drugiej stronie, bała się, jednak pomimo strachu odważyła się otworzyć.
 Nagle powietrze zgęstniało, klamka znów się ruszyła, a dziewczyna odskoczyła w tył. Do pokoju wpadł Alex szybko zamykając drzwi za sobą. Kiedy tylko odwrócił się w jej kierunku ona przydzwoniła mu kijem. Siła uderzenia była na tyle duża, że złamała mu nos. Krew trysnęła ochlapując chłopaka i drzwi, przed którymi stał.
— Kim ty kurwa jesteś? — spytała dziewczyna wznosząc kij w celu pokazania napastnikowi o wojowniczym nastawieniu.
— Hej, tylko spokojnie — powiedział kładąc rękę na kiju, po czym delikatnie zaczął przesuwać go w dół. — Szukałem cię wszędzie, ale ty odnalazłaś się tutaj. Gdzie się podziewałaś?
— Najpierw powiedz mi kim właściwie jesteś i skąd niby mnie znasz? — dodała cicho.
— Jak to skąd cię znam? Przecież podobno bardzo się kochamy.
— Przepraszam dziubasku, ale zapamiętałabym imię ukochanego. Włamałeś się bezpodstawnie do mojego domu, dzwonie na policję!
— Gdzie zadzwonisz? — zapytał ironicznie uśmiechając się przy tym szeroko. — Nie ma policji, czy choćby nawet pogotowia. Nasz świat upadł, a ty chyba postradałaś rozum...
— Jak to upadł, przecież jeszcze wczoraj wraz z Merrowem byliśmy w naszej ulubionej restauracji? Nie jestem skora do żartów, wynoś się to nie wezwę policji.
— Kochana, wyjrzyj przez okno, a sama się przekonasz, że mam rację. Nie chcę się z tobą kłócić. Przyszedłem tutaj, aby cię uratować — dodał, a dziewczyna wciąż trzymając kij w dłoni, podeszła do okna i zamarła.
 Jej oczom ukazał się obraz, którego najpewniej nie zapomni do końca życia. Ogromne wieżowce, na który miała całkiem niezły widok, zapadły się jakoby pod ziemię, a pomniejsze budowle były jedynie nic nieznaczącą kupką popiołów. Gdzieniegdzie można było dostrzec dym unoszący się znad zniszczonych budowli. Kij wypadł z dłoni Merry, a ona sama nie mogła uwierzyć w to co widzi. Jej ukochana Warszawa, ta sama która przetrwała wojny i klęski żywiołowe, stała teraz jako jeden wielki grobowiec. Z każdą mijającą chwilą rodził się pytania, na które dziewczyna nie mogła odpowiedzieć sobie sama. Odwróciła się w stronę Alexa i zapytała cicho, nie dając po sobie poznać jak bardzo ja to zabolało:
— Jak to się stało? Chcę wiedzieć wszystko — szepnęła.
 I opowiedział jej własną historie. Sekunda po sekundzie dziewczyna poznawała siebie coraz bardziej, a w jej sercu narastał żal spowodowany utratą wszystkiego co kochała. Z tego co zdążył wytłumaczyć jej chłopak zrozumiała, iż ten świat został zniszczony poprzez istoty z innego wymiaru, którego Merry jest królową. Spór głównie dotyczył zniknięcia królowej jaką była Sue, każda ze stron oskarżała o to drugą, aż wreszcie rozpadała się czasoprzestrzenna wojna. Jej skutki można było dojrzeć na każdym kroku.
 Merry zacisnęła pięść, wiedziała, że tylko ona może uratować wszystkie wymiary przed samozagładą. Rozwiązanie wciąż było bardzo blisko, tkwiło głęboko w niej; w jej pamięci. Usiadła na łóżku, które zdążyło już wystygnąć od czasu kiedy wstała, spojrzała na Alexa i zapytała pewnie:
— Jest jakaś możliwość, by przywrócić mi utracone wspomnienia? — zapytała patrząc głęboko w błękitne oczy chłopaka.
— Znam jedną osobę, która będzie zdolna nam pomóc, ale będziemy musieli uważać. Weź to. — Podał dziewczynie broń do rąk i powiedział odwracając wzrok na zniszczone miasto za oknem. — Może ci się przydać. Teraz na Ziemi nie jest już tak bezpiecznie. Ruszajmy — dodał przepuszczając dziewczynę przez drzwi.
 Merry przycisnęła karabin do piersi licząc, że nigdy nie będzie musiała go użyć i opuściła swój dom. Nie wiedziała co z nimi będzie, czy w ogóle uda im się przetrwać, ale gdzieś w głębi czuła, że tylko jemu może zaufać. Tylko Alexsowi.



Perspektywa Ayako:

            Obserwowałam w skupieniu wiatr, który przechadzał się po łące. Każdy jego krok wprawiał kwiaty w lekkie kołysanie. Przepiękne dzwoneczki dźwięczały przy tym cicho, zupełnie jak by nuciły jakąś odwieczną pieść. Hymn dla matki natury, która stworzyła coś tak pięknego jak te rośliny.Zastanowiłam jak to możliwe, że na tym świecie może istnieć tak wiele cierpienia, brzydoty i rozpadu. Tuż obok piękna, radości i cudu jakim są narodziny. Wtedy Uindo podszedł do mnie i pomógł mi wstać. Nie wiedziałam gdzie mnie zaprowadzi, ale ufałam mu. Ufałam chociaż sama nie jestem pewna, dlaczego. Przeszliśmy kilka kroków i stanęliśmy tuż obok wielkiej wiśni.
-Uindo, co to za drzewo?- zapytałam przyglądając się wiatrowi. Mój stróż spojrzał na mnie i wyszeptał- Sakura no Jigoku. Przejście do piekła.- Moje serce zabiło mocniej, a w gardle poczułam gulę, która sprawiała, że nie mogłam miarowo oddychać. Dawne lęki powracały i sprawiały, że stałam się słaba. Wiatr chwycił mnie za ramiona i spojrzał mi czule w oczy.- Nie bój się, wiem, że to co znajduje się po drugiej stronie jest straszne. Ale razem ich pokonamy. Już raz to zrobiliśmy pamiętasz? Zaczęłam się trząść, mimo uspokajających słów... bałam się. Bałam się tak bardzo, że nie mogłam zebrać myśli. Moja dusza krzyczała- Uciekaj. A mimo tego nie mogłam zrobić kroku. Nie mogłam uciec, mimo że tak podpowiadał mi zdrowy rozsądek.
- Uspokój się- pogładził mnie go głowie.- Pamiętasz ten sen, a właściwie to, co zdarzyło się
dziesięć lat temu, prawda?- spojrzałam na  Uindo i kiwnęłam głową. Bałam się odezwać, bo wiedziałam, że mój głos będzie drżał z przerażania.
-To byli cieniobójcy. Polowali na ciebie od dawna, chcieli wyrwać z ciebie pradawną cząstkę.
Pradwa... ną cząstkę- zająknęłam się trochę.-Posłuchaj, nasz świat stanął na krawędzi zagłady. Ród cienia zaburzył cały ład, który wypracowaliśmy dawno temu. Bez problemu zerwali wszelkie przymierza i rozpoczęli  rozlew krwi. Sami nie mogli tego dokonać. Pomagały im cienie.
-Ale przecież ród cienia z został spacyfikowany, ich sługi chyba też, prawda?- spytałam z nutą obawy w głosie.
- Owszem, ale cieniści pozostawili po sobie mściciela. Dorastał w ukryciu, karmiony chęcią zemsty. Jak się domyślasz, kiedy dorósł zapragnął pomścić swoich przodków i
zgromadzić wszystkie ostrza, żeby...
- Żeby przywołać ostrze wszechmocy!- weszłam mu w słowo  Uindo skinął głową.
- Dokładnie tak. Teraz w naszym wymiarze panuje istny horror, działania cieni naruszyły wszystkie wymiary. Nikt już nie  ma władzy nad dziurami czasoprzestrzennymi, pojawiają się i wciągają przypadkowych ludzi. -Wszystko chwieje się w fasadach. Jeszcze chwila, a wszystko runie. Tylko jedna osoba może nam pomóc. Ocalić ten wymiar i nasz świat.- kontynuował pełnym przejęcia głosem.
-To co mogę zrobić? Kim jest ta osoba? - spytałam, chociaż nie byłam pewna czy chcę znać odpowiedź na to pytanie.- Merry. Twoja przyjaciółka. Jest królową tego tego wymiaru. Przez działanie cieni została wciągnięta do innego świata. A jej poddani zaczęli jej szukać. Bez skutku, wtedy zaczęli oskarżać wszystkich o zniknięcie królowej. Rozpętała się wojna która trawi serca mieszkańców tego wymiaru. Oni zrobią wszystko, aby odnaleźć królową.
-Uindo, czy wiesz jak to wszystko zatrzymać? Jak powstrzymać wojnę i rozpadanie się
tego świata?
-Wiem- mówiąc to spojrzał na ogromne drzewo wiśni.- Ayako, to drzewo jest portalem do świata cieni. Musisz je pokonać, żeby ustabilizować ten świat, rozumiesz?
 Bałam się. Czy tak zachowuje się bohaterka? Czy w ogóle nią jestem? A może Ayako Sakurana jest jedynie marną namiastką tego kim kiedyś była. A może nigdy nie byłam kimś wartościowym. Zawsze się bałam. Zawsze zamykałam oczy, kiedy gasło światło. Błagałam w duchu, żeby ktoś odgonił mrok i przepędził złe myśli. I wtedy w moim sercu pojawiała się malutka iskierka nadziej.To dzięki niej w mej duszy kiełkowała wola walki, to za jej sprawą byłam taka uparta. Pamiętam jak dziadek zawsze mi powtarzał, że muszę być silna i dzielna, bo jestem nadzieją rodu wiatru. Miał nadzieję, że podołam oczekiwaniom i przyniosę chlubę naszemu klanowi. A ja zamykałam oczy i chciałam uciec. Chciałam być wolna jak wiatr.
Obawiałam się, że moja iskierka może nie zapłonąć, a wtedy przegram. Ale mimo tego wciąż stawałam do walki. Nie chciałam zawieść dziadka. Byłam głupia czy naiwna? A może obie te rzeczy na raz? Jednak wiedziałam, że jeśli w trakcie walki moja iskra zapłonie, to będę walczyć aż do końca. Moje ruchy momentalnie stawały się szybkie i płynne niczym muśnięcia wiatru. Mimo tego zawsze przed walką towarzyszyły mi wątpliwość. Co jeśli przegram? Co jeśli jestem za słaba? Tak, byłam słaba. I nadal taka pozostanę. Mimo wielu walk, które stoczyłam. Mimo ran, które mi zadano. Mimo blizn, które przypominały o tym, że zawsze szłam na przód, byłam słaba. Bohater nie powinien się bać. Nie powinien chcieć uciekać. A ja? Ja bałam się przed każdą walką. Byłam słabeuszem. Uindo spojrzał na mnie, uśmiechnął się i rzekł jakoby czytał w moich myślach:
 - Nie jesteś słaba. Jesteś silniejsza niż ci się wydaje.- Chciałam zaprotestować, ale dotknął palcem mych ust w geście wyciszenia.- Myślisz, że sztuką jest nie upadać? Nie. Najważniejsze, że wciąż walczysz. Mimo lęków, i traum. Ty nadal idziesz do przodu. Silniejsza, i mądrzejsza o nowe doświadczenia. Wyciągasz wnioski z porażek i robisz wszystko, aby nie popełniać wciąż tych samych błędów. Prawda Ayako?- Uwierzyłam mu. Może nie byłam najdzielniejszą osobą na świecie, ale nigdy się nie poddawałam.
-Tak- odpowiedziałam pewnie. - Ale nadal nie rozumiem, dlaczego cienie tak mnie nienawidzą.
-Ayako, wiatr bez trudu umie rozdmuchać ogień może też go zgasić jeśli tylko zechce. Ty nie chciałaś pomóc ogniowi zjednoczyć się z cieniem. Dlatego chcieli się ciebie pozbyć
-Nie bardzo rozumiem- przyznałam lekko zażenowana swoją głupotą.
Żeby cień mógł istnieć potrzeba światła(ognia), a wiatr umie ten ogień zgasić.
Rozumiem!- krzyknęłam chyba zbyt głośno, bo Uindo zakrył sobie uszy. - Przepraszam- powiedziałam ściszając głos do szeptu.
-Czyli światło(ogień) pomaga cieniom?
-Dokładnie.
- Uindo, moment. Przecież światło jest jasne, niesie ciepło i nadzieję, więc jakim cudem coś tak pozytywnego mogło się zjednoczyć z plugawymi cieniami?
-Dualizm. Ogień ma swoją mroczną stronę, zresztą jak każdy z żywiołów. Dobrze kiedy ciemna i jasna strona są zbilansowane. Jednak od czasu do czasu jedna ze stron przejmuje władzę. Chodziłam w te i wewte starając się to wszystko zrozumieć. Dobro i zło. Ciepło i mróz. Cień i światło. A co jeśli nie ma rzeczy co cna złych i krystalicznie dobrych? Widocznie wszystko jest względne. I w każdym z nas dżemie zarówno dobro jak i zło.I tylko od nas zależy, któremu z nich pozwolimy przejąć kontrole. Przystanęłam. Uniosłam głowę do góry i zamknęłam oczy.Chciałam zaznać chwili oczyszczenia zanim rozpęta się burza. Kiedy otwierałam oczy wiedziałam, że nadszedł czas zmian, czas w którym pokażę z jakiej gliny jestem zrobiona.





Prawda o mnie

Hejka! Chcę wam bardzo bardzo bardzoooo serdecznie podziękować
za miłe komentarze pod rozdziałem IV! Naprawdę to doceniamy!
Bo wasze komentarze dodają nam skrzydeł i motywują nas do dalszej
pracy nad opkiem. Jeszcze raz serdecznie dziękujemy<3<3<3
 Ale teraz lekka zmiana tematu: od jakiegoś czasu zastanawiacie się,
 czy ja to Nami. Odpowiedź znajdziecie
TU:




Loffki<3<3<3

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Rozdział 4 - Na krawędzi.

Obie zgodnie stwierdziłyśmy, że czas zmian i przyznawania się do błędów. Postaramy się wyciągać wnioski z rad, ale za każdy krzyk odpowiemy tym samym. W końcu przyznajmy się, każdy nie lubi, gdy się go heituje, prawda?

Sumer love bich
#Walczymybyzwyciężyć


Perspektywa Merry:


Ciemno fioletowe gargulce mierzyły mnie wzrokiem, gdy przechodziłam koło nich. Zdawały się bacznie obserwować każdy mój krok do momentu, kiedy zniknęłam za ogromnymi, dębowymi drzwiami. Dziewczyna o szafirowym kolorze włosów nie chciała ruszyć dalej ze mną, z nieznanego mi powodu bała się opuszczać własną celę, choć tak naprawdę nikt jej tam nie więził. To było dziwne uczucie, być tam w tym pustym więzieniu: bez jakichkolwiek innych skazanych czy pilnujących nas strażników.
 Znikając w ciemnościach panujących po drugiej stronie drzwi, do głowy przychodziły mi różne myśli. Wspominałam te piękne chwile spędzone w ramionach Alexsa, w pewnym momencie uświadamiając sobie jak bardzo mi go brakuje. Niepohamowana chęć ujrzenia jego twarzy raz jeszcze narastała z każdą chwilą dochodząc do punktu kulminacyjnego. Zaszlochałam cicho na myśl o tym co teraz może się z nim dziać w naszym wymiarze. Może już nie żyje? Może nie żył już, gdy tu trafiłam? Oblizałam wargi na myśl o złączeniu ich znowu z jego ustami, kiedy to moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Kolana ugięły się, a oczy cały czas starały się odnaleźć jakiegokolwiek punktu, który wyróżniałby się na tle wszechogarniającej czerni. Zalana łzami wyciągnęłam rękę przed siebie licząc, że ktoś chwyci ją podnosząc mnie po upadku i ku mojemu zdziwieniu tak się stało. Moje ręce zetknęły się z dłonią o bardzo delikatnej skórze. Skierowałam swój wzrok w górę i ujrzałam blask bijący od postaci obok. Oczy samowolnie zaczęły mi łzawić od ilości światła, a usta otworzyły się z wrażenia. Stała tam Britney Spears, zaginiona matka Ayako.
 Jednym, silnym ruchem podniosła mnie i uśmiechnęła się. Wiedziałam, że nie jest tu przypadkiem.
 — Twoi przyjaciele cię potrzebują, nie możesz się teraz załamywać — powiedziała łagodnie wskazując palcem na małą, pulsującą kropkę w oddali. — Widzisz ten płomień? Gdy do niego dojdziesz nie wahaj się ani sekundy. Skocz, a wtedy odrodzisz się na nowo, tylko tak będziesz mogła się stąd wydostać. I zapamiętaj jedno: każda róża ma kolce, jednak to od ciebie zależy czy następną pochwycisz bez ukłucia — dodała odgarniając pozlepiane od potu, włosy spadające mi na czoło.
 W tym momencie poczułam jak narasta we mnie nieznana siła. Coś jakby w głębi pękło zostawiając przeszłość w tyle i ze śmiałym wzrokiem ruszyło na przód. Nie pytałam więcej o nic, ominęłam ją i zmierzałam cicho w stronę światła trawiąc metaforę wypowiedzianą przez Britney. To było chyba oczywiste, skoro mam się odrodzić raz jeszcze, to nie powinnam popełniać tych samych błędów. Powinnam wyciągać lekcje z przeszłości. Powinnam zostawić dawną siebie daleko w tyle.
 Całe życie wszyscy mówiono mi jaka mam być, co powinnam, a czego nie. W tamtej chwili zdałam sobie sprawę, że oni wszyscy i każdy z osobna nie mieli racji. Jedyna jaka mam być to prawdziwa, taka jaką od zawsze widział we mnie Alex, a nie taka jaką chcieliby widzieć. Po kilku krokach poczułam dlaczego zielonowłosa nie chciała tutaj wchodzić. Poruszając się coraz dalej wątpliwości i wspomnienia namnażały się tworząc ogromną chmurę, która niemal odbierała mi oddech. Czułam realny ból, cierpienie, które potęgowało się z każdym, chociażby najmniejszym skupieniem się na danej myśli. Ciążył na mnie mnie obowiązek, nie mogłam zawieść swoich poddanych, nie mogłam zawieść Alexsa.
 Będąc już dziesięć metrów od płomienia, wspomnienia raniły już niczym ostrze noża. Powoli zapominałam wszystkiego. Znajdując się już twarzą twarz z enigmatycznym ogniem, zdałam sobie sprawę, że chcę aby to życie było inne, bym tym razem miała szansę wyrażenia w nim siebie. Skacząc w ogień nie pamiętałam już nawet kim był Alex, ani co zrobiła dla mnie Marylka. Wiedziałam tylko jedno, muszę uratować czasoprzestrzeń: nie obchodziła mnie ani cena, ani sposób. Liczył się tylko cel, a ten był na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło tylko po niego sięgnąć.



Perspektywa Ayako:
Ciepły wiosenny wiatr muskał ma twarz, kiedy lecieliśmy na Płomyczku. Zamknęłam oczy. Chciałam zatracić się w tym wietrze, zapomnieć o tym wszystkim, co się ostatni wydarzyło. Śmierć mojego dziadka, kradzież ostrzy, uwiezienie w lochu i cała ta historia z wymiarem czterdziestym pierwszym. Czy można, ot tak zapomnieć? Czy można poukładać wszystko od nowa? Zdałam sobie sprawę, z tego że nic już nie będzie takie jak dawniej. Wczoraj znów miałam sen. Sen o wietrze. Ciepłym i kojącym. Mój wybawca. Ten, który mnie uratował obiecał, że wróci. Wróci, kiedy wypowiem jego imię. Imię, którego zapomniałam. Chciałam spotkać mojego wybawcę, znów poczuć jak mnie przytula.Tylko przy nim czułam się bezpiecznie, tylko przy nim wiedziałam, że mogę zrobić wszystko. Mimo, że znałam go tylko ze snu, to kochałam mojego wybawcę.Mimo, że nie miałam dowodów Mimo, że wspomnienia się zatarły.Ja wciąż miałam nadzieje.A sen który mnie nawiedzał było dowodem, na to że mój wybawca, istnieje.Czy to w moje wyobraźni, czy też naprawdę.To nie miało znaczenia.Tak długo, jak miałam nadzieję.Kiedyś się spotkamy szepnęłam w duchu.Nagle poczułam się dziwnie senna. Walczyłam z tym, ale z sekundy na sekundę widziałam coraz gorzej. Ostatnie co zapamiętałam, to to że Akiko wołał mnie po imieniu. Potem nastała ciemność.Otworzyłam oczy. Lekko zdezorientowana rozglądałam się dokoła. Byłam na łące pełnej kwiatów.Tak pięknych, że aż nierzeczywistych. Wtedy zdałam sobie sprawę, że znam to miejsce. Kiedyś już tu byłam. W Moich snach. Tak, to tutaj schroniłam się przed cieniami. Właśnie w tym
miejscu mój wybawca przekazał mi tajemnicze słowa. Usłyszałam cichy szept, więc skierowałam wzrok w miejsce, gdzie jak przypuszczałam stał ktoś, kto wypowiedział te ciche słowa. Nie zawiodłam się. Ujrzałam mojego wybawcę. Postać z mych snów. Był jeszcze piękniejszy niż zwykle. Bardziej rzeczywisty i spokojny. Wyciągnęłam ku niemu ręce a on mnie przytulił. I znów byłam spokojna. W moje piersi wezbrało nowe i piękne uczucie. Nie rozumiałam go wtedy, ale chciałam je czuć. Chciałam tak bardzo. Ale wtedy mój wybawca odsunął się ode mnie. Poczułam zawód i lęk.
- Kim jesteś?- zapytałam pełna obawy.
- Przypomnij sobie- powiedział ciepłym głosem.
Zadumałam się. Nie znałam jego imienia.  Chociaż bardzo chciałam je znać. Tak bardzo
tego pragnęłam. - Przykro mi, nie pamiętam go- powiedziałam przepełnionym bólem głosem.
- W takim razie muszę już iść- postać odwróciła się ode mnie i zaczęła odchodzić.
Wstałam pospiesznie, w desperacji analizowałam każdy szczegół, nawet najmniejszą
rzecz, która mogłaby  naprowadzić mnie na jego imię.
-Uindo!- Wykrzyknęłam przykulając się do postaci. -Jesteś wiatrem jesteś, nieuchwytny, jesteś moim żywiołem, opiekunem i doradcą.
-Tak, zgadza się księżniczko wiatru. Teraz, kiedy już pamiętasz, powiem ci
jak uratować ten wymiar i przyjaciół.



Okładeczka wersja Druga

Elo, witajcie!
Z tej strony Ayako. Chciłam wam powiedzieć, że bardzo mnie zasmucliście.
Wasze ataki na Kadżkę są bezpodstawne. Dlaczego tak się zachowujecie? Zazdrościcie nam? NIe akceptujecie naszej miłości?No sama nie wiem. Ale będziemy walczyć by zwyciężyć.
Dzisiej Kadżka pokazała wam jedną z okładeczek naszej ksiażki.
Ja właśnie dostałam e maila od naszego grafika, który zrobił już drugą wersje z piękną
rymowanką, która niedługo pojawi się w Czasie Zagłady


Okładeczka:
Prawda że jest piękna?

Uciekam, baj baj Loffki<3

Notcia o tolerancji i okładka!

Dziś piszędo wss ja Kadżka. Jestem zbulwersowaną waszymi zachowaniami, a el teraz nie o tym. Chciałabym powedzieć, że ważną kwestią jest różnicawieku/! I okłątki tak wiec pokaże wam ładne wspomnienie z wakacjia zaraz okłądka. moja znaJOMA ma bogatego starszego męża i go bardzo kocha. TAK WIĘC TROCHĘ SZACUNKU, A TERAZ ZDJĘCIA Z WAKACJI JEDNEJ PARY <3:





 JEST! BYŁA LEGENDA JEST I OKŁADKA <3 OMG OMG OMG!!!
 CO O NIEJ SĄDZI? JESTEM ZA!
Negocjujemy ceną i już niedługo na Empic.com będzie dostępna!








Walczę by zwyciężyć!
Sumer love bich.





Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony