piątek, 18 grudnia 2015

Rozdział 6 - Śmierć nigdy nie puka.

 Przeeeeepraszam, wiem zawaliłam, ale naprawię to. Następne rozdziały będą lepsze! (Choć u Ay lepsze to już będzie level OMG! XD, kocham cię skarbe ;*) I ogólnie planujemy sporą przemianę CZ! To tyle. Miłej lektury.


Pozdrawia Kadżka, która zawsze zabiera sobie notkę odautorską XD

(Rozdział dedykowany xxx (znajoma <33))




Perspektywa Merry:

Wyjeżdżając z miasta, czułam jak ta cała sytuacja zaczyna mnie przygniatać. Płonące budynki, ciała walające się po zniszczonych ulicach, wszechobecne popioły dawnej świetności, tak właśnie wyglądała moja ojczyzna. A bliscy, jaki los ich czekał? Tego Alex nie chciał mi powiedzieć. Domyślałam się, że prawda musi być straszna skoro nie chce jej wyjawić, wszystkiego miałam dowiedzieć się na miejscu, w ostatnim wolnym mieście na świecie: W Moskwie. Podróżowaliśmy w kolumnie wozów opancerzonych tuż obok zwykłych żołnierzy. Krótkie postoje były jedyną chwilą, by rozprostować kości. Cios w twarz jaki zadałam Alexowi, nie okazał się zbyt poważnym, jednakże przez pierwszy dzień z nosa obficie lała się krew, on sam nie miał do mnie o to żadnego żalu. Cały czas bałam się sytuacji, gdy będzie chciał się do mnie zbliżyć, porozmawiać o tym jaka kiedyś byłam, jednak on tego nie zrobił. Powstrzymywał się i był niezwykle wyrozumiały, pewnie liczył, że gdy dojedziemy na miejsce znów stanę się jego ukochaną Merry. Nie miałam najmniejszego zamiaru przywoływać swojej pamięci, choć pytania się namnażały, ja nieugięcie pozostawałam przy swoim. Jednak coś we mnie było, coś co oprócz miłości skłoniło Alexa, by po mnie przyjechał. Wypytywałam go, dlaczego to ja jestem tak ważna w tej historii, co takiego w sobie skrywam: on jak zawsze unikał odpowiedzi, zresztą mało mówił o przeszłości.
 Zbliżając się coraz bliżej granic Rosji obserwowałam magiczną zmianę terenu. Powietrze stawało się czystsze i wolne od robactwa, niebo odzyskiwało dawny błękit, a miejscowości były coraz mniej zniszczone. Raz nawet spotkaliśmy dom, w którym mieszkała rodzina z dziećmi, jednak zatrzymaliśmy się po owoce rosnące w ich sadzie, nie miałam jednak okazji zamienić z nimi choćby słowa. Próbowałam wyciągnąć więcej informacji od żołnierzy, jednak moje starania szybko okazały się daremne, każdy z nich milczał, gdy się do nich odzywałam. W trakcie dziesiątej nocy każdy, jakby przeczuwał nadciągającą tragedię. Oddechy wszystkich były jakieś szybsze, a szepty znacznie cichsze. Nawet Alex zdawał się zachowywać się jakoś inaczej, wciąż popędzając kierowcę, jednak to wszystko pękło, gdy dojechaliśmy do Królewca. Podobno te miasto zamieszkiwało kilka rodzin, ale jadąc czuliśmy się tam nieproszonymi gośćmi w mieście duchów. Puste domy, pozawalane wieżowce, zniszczone mosty, z dawnego wielkiego miasta pozostała tylko sterta gruzów. Serce zabiło mi mocniej, gdy usłyszałam krzyk kobiety. Wstałam i przez przyciemnianą szybę zauważyłam młodą dziewczynę biegnącą w naszą stronę. Krzyczała coś, jednak jej głos był jakiś dziwny i niezrozumiały. Nagle powietrze przebił wrzask mówiący ''oni tu są'', po czym kilka pojazdów przed nami zajęło się ogniem. W tamtej chwili zrozumiałam jak cienka jest granica pomiędzy życiem a śmiercią. Serce zaczęło mi bić znacznie szybciej, a ręce niebezpiecznie drgały, ledwo zdążałam utrzymać broń w dłoniach. Pojazd stojący przed nami trawił ogniem ludzi uwięzionych w jego wnętrzu. Krzyki były tak głośne, że niemal czułam ból umierających, chciałam krzyczeć żeby ktoś coś zrobił, ale nie mogłam, moje ciało było sparaliżowane. Kilka sekund po zdarzeniu jakiemuś człowiekowi udało się wyjść z płonącego samochodu, jednak przez przypadek jego kamizelka została liźnięta jęzorem ognia i ów mężczyzna stał się żywą pochodnią. Biegał dookoła naszego pojazdu waląc w niego swoim ciałem. Błagał nas abyśmy mu pomogli, ale wszyscy byli zbyt głębokim szoku. W końcu Alex kazał kierowcy ruszyć jak najdalej stąd i przy okazji przejechać żołnierza. Dla niektórych byłby to akt bestialstwa, dla innych uśmierzenie cierpienia, jednak dla szarego wojownika jest to powinność do spełnienie, a ja nie zamierzałam robić nic; chciałam uszanować ich honor.
 Z piskiem opon wykręciliśmy w boczną aleję, a gdy odwróciłam się, by zobaczyć ile pojazdów zostało zniszczonych, zamarłam. Z całej kolumny pozostaliśmy tylko my i jeszcze jeden wóz pancerny mknący w przeciwnym kierunku. Tumany kurzu jakie pozostawiało po sobie auto znacznie ograniczało widoczność, ale mi to wale nie przeszkadzało, nie chciałam wiedzieć nic na zewnątrz. Alex miał rację, wszystko się zmieniło. Nikt z nas nic nie mówił, wszyscy siedzieliśmy w ciszy niepewnie patrząc sobie po twarzach. Zamiast powiedzieć cokolwiek, pocieszać się czy choćby wypłakać, udawaliśmy jakby nic się nie stało. W każdej wojnie są wybory i ich skutki. Ja wiedziałam, że jeśli wyjadę z Alexem mogę liczyć na taki obrót spraw. Każdy z nas gdzieś tam liczył się z konsekwencjami.
 Trzy godziny później zrobiliśmy postój na jednej z dróg nad brzegiem morza. Oddaliłam się na chwilę od grupy i zasiadłam na kamieniu mocząc sobie stopy w słonej wodzie. Spoglądałam przed siebie na majestatyczny zachód słońca, myśląc o tym co dalej będzie. Zapytałam się w duchy, czy tu w ogóle ma sens? Oni chcą tamtej Merry, tej która była królową i zrzeszała tysiące, a nie niepewnej siebie wariatki niepotrafiącej utrzymać broni w ręce: szukają kogoś kim nie jestem i nigdy nie będę. Nie potrafię patrzeć na czyjąś śmierć, a co dopiero zabijać. Nie nadaję się na przywódcę, ale nikt nie potrafi tego zauważyć, pomyślałam
  Zamknęłam na chwilę oczy, by zapomnieć o tym co się do tej pory zdarzyło. Przez chwilę czułam morską bryzę, jednak chwilę później coś ją zatrzymało, a słońce pod powiekami zgasło. Wiedziałam, że ktoś stoi przede mną, czułam obecność drugiego ciała; ciała Alexa.
 Otworzyłam oczy, a on rzekł do mnie patrząc jakbym była najpiękniej kobietą w jego życiu, dobrze wiedziałam o co mu chodziło.
  -Nie zrobię tego jeśli nie chcesz.
 -Całując mnie nie poczujesz jej obecności, tamta Merry umarła. Zniknęła z niewyjaśnionych przyczyn, a ja się nią nie stanę. Musisz to zrozumieć-powiedziałam wstając i patrząc mu głęboko w oczy.
  -Dobrze o tym wiem, ale co nam szkodzi spróbować?-szepnął.
 Błękit jego tęczówek przypominał wodę rozciągającą się za jego plecami. Chciałam coś zrobić, cokolwiek, a mimo to poddałam się chwili i pocałowałam go. Nasze usta złączyły się i poczułam coś czego wcześniej nie doświadczyłam nigdy. Zawsze myślałam, że motylki w brzuchu to zwykłe kłamstwo, pic sprzedawany dziewczynką w romansidłach, ale się myliłam. Bałam się, że ten moment nastąpi, że ulegnę jego urokowi. Nie chciałam, na prawdę nie chciałam dawać mu nadziei, że kiedykolwiek odzyska dawną Merry, ale wszystko potoczyło się nie po mojej myśli. Poddałam się temu uczuciu i już nic więcej nie mogłam zrobić. Gdy kładliśmy się spać on usiadł obok mnie, a ja położyłam głowę na jego rękach. Objął mnie nimi i pocałował w głowę życząc dobrej nocy. Widziałam, że będzie dobra, pomimo tego ataku w jego dłoniach czułam się bezpiecznie. Tak jakby mogły mnie ochronić przed całym złem tego świata; tak jakby mogły mnie ochronić przed samą sobą.



Perspektywa Ayako:

     

   

        Tak, dzisiaj rozegra się bitwa. To dziś wszystko się zakończy, lub rozpęta na nowo. Wszystko zależy od tego, która ze stron wygra. Westchnęłam cicho i pokornie szłam za Uindo. Byliśmy na wciągnięcie ręki od portalu. Wiatr spojrzał na mnie swoimi błękitnymi oczami. Były tak jasne i spokojne. Gdy w nie patrzyłam czułam, że on we mnie wierzy. I mimo że jestem głupia i słaba, to on, mój opiekun we mnie wierzy. Uindo wypowiedział ciche zaklęcie dotykając dłonią swojej twarzy. W tym momencie jego oblicze przysłoniła maska. Zdziwiłam się, ale przypomniałam sobie, że już kiedyś ją widziałam. -Dlaczego zakładasz maskę?- zapytałam spoglądając na wiatr.
-Ta maska, to oznaka moje przynależności do twojego klanu. Muszę ją nosić, aby nikt nie ujrzał mej twarzy. Ale jak to? Przecież przy mnie wiatr nie nosił maski.Ściągnęłam brwi i zaczęłam się wpatrywać w mojego opiekuna. Moja mina musiała wyglądać wyjątkowo głupio, bo Uindo się zaśmiał. I jak by czytając w moich odpowiedział- Tobie mogę pokazać twarz, ale przeciwnikom nie. -Jeśli to zrobię... -To co wtedy?- zapytałam z przejęciem -Wtedy zniknę.
 - Co?!- jak to możliwe.
 - Kiedy walczę, uaktywniam moce, więc muszę nosić maskę, w innym wypadku po prostu zniknę.Ta maska- wskazał na nią- sprawia, że podczas walki służę twojemu klanowi. Kiedy ją zdejmuję przed tobą, nic się nie dzieje. Ale jeśli zdejmę ją podczas walki z innym żywiołem to odejdę do innego świata, a twój klan straci nade mną kontrolę. Nic z tego nie rozumiałam, ale skinęłam głową. Cała ta sprawa z opiekami była dość dziwna. Dziadek tylko raz mi o nich wspominał. Uznał wtedy, że mój opiekun jeszcze się nie przebudził. Cóż, przyjęłam taką odpowiedź, bo dlaczego miałabym nie wierzyć dziadkowi? Gotowa- powiedział wiatr wyciągając dłoń w moim kierunku. Na chwilę odwróciłam głowę, aby spojrzeć na łąkę. Tak bardzo chciałam tu jeszcze wrócić. Spojrzałam na wiatr i odrzekłam: Tak- chwytając mocno jego rękę. Weszliśmy powoli do portalu. Zastanawiałam się co teraz się stanie. Cóż, odpowiedz przyszła bardzo szybko. Poczułam lekkie szarpnięcie, aż zakręciło mi się w głowie. Po kilku sekundach rozbłysło czerwone światło, a my wylądowaliśmy gładko po drugiej stronie. Rozejrzałam się dookoła. Niestety nadal pamiętałam to miejsce. Pamiętałam je aż za dobrze. Wielkie szare kolumny i kamienne ściany, przytłaczały swoimi monstrualnymi rozmiarami. Czy się bałam? Tak, ale miałam przy sobie wiatr.Wiedziałam, że on mnie nie zostawi. -Ayako, posłuchaj. Musimy zapieczętować cienibójców.
-Co? Ale jak?- szepnęłam, bałam się głośno mówić.
-Dzięki temu- mówiąc to wyciągnął swą dłoń, na której sekundę później pojawiła się mała szkatułka.
 - Haji no hitsugi. Szkatuła hańby.
-Hańby?- czy aby na pewno chodzi o cieniobójców?
-Tak. O nich i ich władce.
-Kim on jest? Uindo nie zdążył odpowiedzieć, bo w momencie otoczyły nas ciemne bezkształtne istoty. Przygotowałam się do ataku, ale wiatr powstrzymał mnie. Jednym ruchem ręki odgonił wszystkie cienie. -Wow- nie wiedziałam, że jesteś tak silny. Ciekawe czy się uśmiechnął. -Chodź- powiedział i chwycił mnie za rękę. Mijaliśmy kolejne ponure kolumny. Płomienie pochodni oświetlały nam drogę.Nie wiem dlaczego, ale pomyślałam, że cienie na nas czekają. Że wszystko się zaraz rozegra. Nagle poczułam, doznałam dziwnego uczucia. Jak by coś albo coś mi się przyglądało.Rozejrzałam się pospiesznie i przystanęłam.
-Coś się stało?- zapytał wiatr. A ja lekko niespokojna patrzyłam na swój cień.Poruszył się dziwnie. Zrobiłam krok do tyłu, a mój cień do przodu. Co do cholery pomyślałam. Chciałam zrobić krok do przodu, ale nie mogłam się ruszyć. Zanim zdążyłam coś zrobić. Wiatr wypowiedział ciche zaklęcie i pochwycił coś co chyba było moim cieniem. Otworzyłam szeroko usta ze zdziwienia. Czegoś takiego jeszcze nigdy nie widziałam. Uindo ponownie jak by czytał w moich myślach odpowiedział zgniatając cieńbójcę- Podczepił się do twojego cienia. Stara praktyka. Jeśli są dostatecznie silni, to mogą zapanować nad każdym cieniem jaki zechcą. No nie. Czy oni mają jakiś słaby punkt? Wstrętne cienie- pomyślałam.
 - To może zdmuchnij pochodnie, wtedy nie będę rzucać cienia.
-To nie jest dobry pomysł. Urośli w siłę, teraz mogą istniej nawet bez światła.
- Co? Jak to?- byłam przerażona. Czy w ogóle mamy jakieś szanse?
-To przez Shadō on jest ich panem. Ma nad nimi pełnie władzy.
-Dlaczego on jest tak silny?- zapytałam pełnym złości głosem. Jak to możliwe, że istnieje coś tak potężnego. -Jest podłym zdrajcą, niczym więcej, a teraz chodź- chwycił mnie za rękę i pobiegliśmy w wzdłuż korytarza. Co jakiś czas atakowały nas cienie, ale wiatr bez problemu je odganiał.Byłam mu wdzięczna i wiedziałam, że gdyby nie on, to sama nigdy nie poszła bym na przód. Nagle stanęliśmy. Zdziwiłam się. Rozglądałam się po miejscu, w którym przystanęliśmy. Duże czarne wrota, a na nich napis w języku, którego nie znam. -To tu?- zapytałam, a Wiatr nie odpowiedział. Usłyszałam jak wypowiada ciche inkantacje. Chwycił mnie za rękę, a drugą pchnął drzwi. Otworzyły się bez trudu. Ciężkie wrota stanęły otworem. Wiedziałam, że widok tego co się za  nimi znajduje może mi się nie spodobać, ale to co zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Cała komnata była wypełniona czymś co przypominała wielką czarną masę energii. Mroczna materia pulsowała miarowo przyprawiając mnie o dreszcze.
 -Spójrz- mówiąc to wiatr wskazał dłonią coś co wyglądało na dziwne rurki przyczepione do materii.
- Coś ci to przypomina? - Zapytał wiatr.Skrzywiłam się trochę. Co niby miało mi to przypominać? Jakaś czarna energia, która pulsuje połączona żyłami... wróć.
Czy ja powiedziałam żyłami? -O na Susanoo! To wygląda jak serce.
-Tak musisz przeciąć aortę- wskazał najgrubszą z żył. Mają rozmach te cienie pomyślałam. Takk, zdecydowanie. Mają. Spojrzałam na ogromną żyłę, no niby jak mam się tam dostać? Przecież to coś,jest niemal nad samym sufitem.-Uindo, ale jak mam się tam dostać?
-Pomogę ci- i chwycił mnie w pasie. Nagle poczułam jak unosimy się nad podłogą. Ojej, pomyślałam. Mój opiekun nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać. Byliśmy prawie na miejscu, więc wyjąłem ostrze. Przygotowałam się aby zadać cięcie, ale wtedy coś wytraciło mi miecz z ręki. Uindo syknął. Natychmiast wylądowaliśmy na ziemi. Byłam zdezorientowana. Rozglądałam się w poszukiwaniu czegoś, lub kogoś, kto wytrącił mi ostrze. Samego miecza też szukałam. I znalazłam je. Leżało tuż przy drzwiach. Pobiegłam w jego kierunku i wtedy usłyszałam krzyk Uindo: Ayako,nie! Zatrzymałam się. Spojrzałam na niego.
 - Co się stało.-Nie ruszaj się!- powiedział przepełnionym strachem głosem.
-Uindo? - powiedziałam lekko przestraszona. Skoro mój wiatr się boi, to nie może być dobrze. -Stój tam!- krzyknął.
-Ale?! Nic z tego nie rozumiałam. I właśnie wtedy dostrzegłam go. Postać, która formowała się z cienia. Z każdą sekundą była coraz wyraźniejsza.Widziałam jak nabiera ludzkich kształtów, i z każdą sekunda bałam się bardziej. Dlaczego? Zrozumiałam, kiedy cień przybrał swą prawdziwą, realną postać. Bolesne wspomnienia wróciły. Ta noc, kiedy próbował mnie zabić. Tak to on. To on mnie porwał.
-Proszę proszę, kogóż ja to widzę... Wiaterek- mówiąc przeszedł obok Uindo. Cień przechylił lekko głowę i spojrzał na mnie- Och, i bym zapomniał. Plugastwo z rodu wiatru. Jakże mi miło. Jego spojrzenie... te czarne jak węgiel oczy, takie dziwne i przerażające. Bałam się ich. Znów się bałam.Cień pstryknął palcami i wtedy poczułam, jak oplatają mnie cieniste liny. Nie mogłam się ruszyć. -Uindo!- Krzyknęłam. Wiatr natychmiast chciał do mnie podbiec, ale cień zagrodził mu drogę. Myśleliście, że wejdziecie tu tak sobie pozbawicie moich cieniobójców mocy?- powiedział podejrzenie ciepłym głosem. - Cóż, plugastwo z rodu wiatru to rozumiem. Ale żebyś ty, Uindo mnie nie doceniał- mówił spokojnie spoglądając na Uindo.
-Jesteś hańbą dla wszystkich żywiołów, jak śmiesz obrażać księżniczkę!
-Księżniczkę? - To coś- wskazał ma mnie- nazywasz księżniczką?
- Zdrajco, jak śmiesz- Uindo zamachnął się ręką tworząc potężny wir powietrzny. Jednak cień zatrzymał go bez trudu. Tak po prostu zatrzymał go dłonią, jakby ataki wiatru były tylko leciutkim dmuchnięciem. - Tylko na tyle cię stać? Doprawdy po legendarnym Uindo spodziewałem się czegoś więcej. Ale widać twoja moc zmalała od kiedy stałeś się... psem tego plugawego rodu. Cień ponownie pstryknął palcami i teraz cieniste liny oplotły Uindo. A ja zamarłam z przestrachu. Próbowałam się uwolnić, z całych sił tego pragnęłam, ale im bardziej próbowałam tym liny zaciskały się coraz mocniej.
-Przynajmniej nigdy nie zdradziłem swojego pana!
-Pff, zdrada? A kto tu mówi o zdradzie. Nigdy nie zrozumiesz, że oni nas wykorzystują. Traktują nas jak swoich sługusów, a co mamy w zamian? Wiesz może, wiaterku? - Nic nie mamy nic!- wykrzyczał cień. -Posyłają nas na pewną śmierć, bo sami są niczym. I tak od wieków. Dzięki tym durnym maskom maja nad nami władzę.  -Właśnie maska- cień dotknął dłonią maskę Uindo. - Hmm, pomyślmy, a co się stanie jeśli, pozbawię cie tej maski? Moje serce kołatało dziko, czułam, że zaraz może się stać coś złego. Próbowałam się oswobodzić.Ale wtedy cień mocniej oplótł moje ciało- Uindo! - krzyknęłam.
-Zamknij się! I wtedy cień zakneblował mi usta.
-Wracając do naszej pogawędki.Co się stanie, Uindo? Wiesz prawda? -Och, po się pytam,oczywiście, że wiesz- Cień zaśmiał się głośno.
-Ty haniebny kretynie, zdradziłeś swojego pana! Powinieneś gnić w szkatule do końca życia!
- O widzisz, a to jest dość ciekawe zagadnienie. Kiedy siedzisz sam w zamknięciu... dni, tygodnie, miesiące,lata... tysiąclecia! To uwierz mi ma się wiele czasu na przemyślenia!
-Jak się wydostałeś?- wycedził mój opiekun.
-Och, jesteś ciekaw? Dzieciak z rodu cienia. Czułem jego gniew. Czułem jak bardzo pragnie zemsty. Podesłałem mu sen. W nim zawarłem wskazówki, gdzie ukryliście szkatułę. Swoją drogą, czy ukrywanie szkatuły w starej świątyni nie jest głupotą? Cóż lepiej dla mnie. To ten dzieciak mnie uwolnił. Tak, a potem stałem się jego sprzymierzeńcem.
-Co? Ale jak to? Przecież ty jesteś zdrajcą a ten dzieciak na pewno znał rodową legendę o tobie.
-Haha, zabawne, że o tym mówisz. Otóż, nie. Nie znał jej. A może go okłamałem, kto wie...
-Jesteś hańbą!- Krzyknął Uindo. A wtedy cień ponownie położył dłoń na masce mojego obrońcy. I wypowiedział jakieś inkantacje. Usłyszałam krzyk Uindo. Po chwili z jego maski pozostały jedynie malutkie kawałeczki, które opadły na podłogę. Czułam jak moje serce rozpada się na miliony małych cząstek, tak jak maska Uindo. W oczach stanęły mi łzy, kiedy zobaczyłam twarz mojego strażnika. Wyglądała jak poparzona. Wiatr spojrzał na mnie i uśmiechnął się -Żegnaj. To były jego ostanie słowa. Zaraz potem zniknął.Łzy spłynęły mi po twarzy. Chciałam zamknąć oczy i nie wierzyć w to co się stało. Z każdym oddechem czułam się coraz gorzej. Każda sekunda bez niego była okropnym cierpieniem.  Jak to się mogło stać! JAK? Uindo! Krzyczałam w duszy. Straciłam go. Straciłam mojego obrońce, mojego opiekuna, ja to przeze mnie. Bo jestem słaba, bo nie umiałam się uwolnić. Mój wiatr poświęcił dla mnie wszystko, a ja? A ja nawet nie umiem się uwolnić z tych pieprzonych więzów!
-No, i po kłopocie. I tak kończą pieski służalcze- cień zaśmiał się podchodząc do mnie. - A teraz moja droga zajmę się tobą.Proszę bardzo pomyślałam. Byłam słaba. Już nic nie miało dla mnie znaczenia. Nazwijcie mnie egoistką. Ale czułam się pokonana. Zamknęłam oczy, bo nie chciałam patrzeć na twarz cienia. I wtedy to poczułam. Tą dziwna iskierkę nadziei, tą która zawsze napędzała mnie do walki. - Walcz szepnął ciepły głos.Walcz! Znałam ten głos, znałam go bardzo dobrze. To był głos Uindo.
-Tak, teraz skończymy z mała plugawą księżniczką, niedługo dołączysz do swojego głupiego opiekuna. Uniosłam głowę i otworzyłam oczy. Spojrzałam cieniowi prosto w twarz. W jednej chwili rozerwałam więzy. Wtedy poczułam, że coś przejmuję kontrolę nad moim ciałem, coś bardzo silnego i pierwotnego. Cień zrobił krok to do tyłu. - No no- czyli nie jesteś aż taka słaba, szkoda, że pokazujesz moc tak późno. Gdybyś zrobiła to wcześniej, twój Uindo żył by nadal. Machnęłam dłonią wprost na cień. Siła uderzenia była tak duża, że wgniotło mojego przeciwnika w ścianę. Podniosłam ostrze i spokojnie podeszłam do cienia. Ten splunął krwią pod moje stopy. Spojrzałam na niego i uderzyłam go z całej siły w twarz. Cichy głos w moje głowie podpowiadał: Zabij, zabij! On na to zasługuje. Tak zasługiwał, więc uniosłam miecz i przystawiłam go cieniowy do gardła.





45 komentarzy :

  1. Ayako... dlaczego zabiłaś moją ukochaną postać?
    Nienawidzę cię. Znaczy kocham, ale teraz nienawidzę(chwilowo).
    Uindo ma wrócić rozumiesz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grozisz mi??? A tak na serio: fajnie, że przywiązujecie się
      do postaci to mnie cieszy.
      Ale niestety... no, nie.

      Usuń
    2. Zapomniana ja.
      *smutam w kącie*

      Usuń
    3. Oj nie smutaj*przytula* Na razie mało osób widziało rozdział, to dlatego.

      Usuń
  2. Super, ale trochę fabuła się wam rozwala.

    OdpowiedzUsuń
  3. No to teraz przyjemnie się czyta... Więc po co komentuje? Sama nie wiem ale długo nic nie pisałam ogólnie więc coś napisze.
    A i tak PS. To niech Ayako dogląda mojego DA żeby choć jedna osoba mnie poprawiała czy coś;-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To źle, że tekst jest ok? xD sama już nie wiem.

      Ok jak chcesz to zerknę w wolnej chwili na twojego DA :)

      Usuń
  4. Tak fabuła wam się wali. Co prawda Ayako stara się, żeby jej część opowiadania była logiczna, tak u Kadżki nie wiem o co chodzi. Znaczy nie zrozumcie mnie źle. Obie dobrze piszecie, ale przez to, że wasze opowiadanie było na początku prowokacją to trochę ciężko się połapać: co się naprawdę zdarzyło, a co nie.
    Może napiszcie coś nowego? Albo poprawcie przednie rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział bardzo fajny taki melancholijny.
    Strasznie szkoda, że Uindo nie żyje ;__:. A co do
    tych wypowiedzi moich poprzedników, to uważam że mają racje.
    Napiszcie coś nowego. Takiego na serio od A do Z.

    Detektyw Kamila

    OdpowiedzUsuń
  6. Kadżko ile masz lat?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, tak. A na jeleniu napisała, że ma 17 -,-

      Usuń
    2. To było kłamstwo, żebyście potraktowali mnie poważniej. Na Jeleniu mój drogi, jest nawet wpis, gdzie przyznaje się do kłamstwa. Popełniałam wiele błędów, przyznaje się, teraz staram się to wszystko naprawić. Wystarczy jeszcze raz mi zaufać, dać tą drugą szansę.

      Usuń
    3. A czemu anonimu tak się dopytujesz? Czyżbyś wątpił?

      Usuń
    4. Miliard. No lol. Ja jestem stara i się nie chwalę xD

      Usuń
    5. Przez wasze prowokacje i żarty na początku, nie idzie wam ufac i wierzyc, bo nie wiadomo co jest na powaznie, a co żartem 😉

      Usuń
    6. Jestem stara, to jest fakt.
      Ludzie nie rozumieją czym jest parodia stylizowana
      to jest drugi fakt.
      A to drugie smuci mnie niezmiernie ;_; myślałam, że nie wszystko trzeba wyjaśniać... jednak trzeba.

      Usuń
    7. Ile masz lat???

      Usuń
    8. Sto. Tak, wiem straszne, ale prawdziwe.

      Usuń
  7. Ewa Kopacz jest czupakabrą

    OdpowiedzUsuń
  8. Ale serio o wam chodzi z ta czupakabrą?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje google na ten temat milczą. Śmie wątpić, że owy związek istnieje ;___;

      Usuń
    2. Trollują nas? To chyba przez brak rozdziału xD

      Usuń
    3. Zgłaszam to do sonda!

      Usuń
    4. I odprawimy w nich rytułąły!!!

      Usuń
    5. Taaak i w ruch pójdzie muł i Płomyczek xD

      Usuń
    6. O wielki boru, już nie mogę XD... I do tego członeje, pochwo ostrza oraz REKINOKOBYŁY XD *Padam na podłogę*

      Usuń
    7. hahah xD. Nie zapominaj o Nindzia Ślo\imakach!!!
      I krzysiu świewającym parostatek xd

      Usuń
    8. Nigdy nie zapomnę XDDDD

      Usuń
    9. Ja też nie<3 Zaraz przyjdzie stary staruszek i pozamiata.

      Usuń
    10. Ej dlaczego usunęłyście parodie?

      Usuń
    11. Muszę poważnie porozmawiać z Ay. Nie martw się anonimku,ona powróci.

      Usuń
  9. Odpowiedź brzmi: nie będziemy wam tłumaczyć
    żartów.
    Na razie zajmujemy się czymś bardzo absorbującym, więc nie mamy czasu na inne teksty. Ale mammy nadzieję, że niespodzianka przypadnie wam do gusty.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dobra, zaufałam wam. Nie jestem spierdoliną i hejterem, więc mimo że to nie mój gatunek i w ch*j nienawidzę mieszaniny fantasy i katastroficznego (powiedzcie, że to nie to) dam drugą szansę i poczytam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ayako to wredna paskudna osoba, która
    lubi bić ludzi laczkiem. Potworność.

    OdpowiedzUsuń
  12. Oddawaj moją Perłę! I to już!
    Moment... gdzie jest mój rum!? ODDAWAJ!

    Jack Sparrow

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przegrałeś! No kto Ci kazał
      grać ze mną w karty? No na pewno nie ja.
      A mówiłam, że nigdy nie przegrywam. Ba! Trzy razy ostrzegałam!
      Teraz Perła jest moja i rum też.
      Znaczy rumu już nie ma.
      No.
      Bez odbioru.

      Usuń
  13. No heeeej wammmmmmmm z tej strony Szałszaaaaa.
    Co tam u pani kapitan?

    OdpowiedzUsuń
  14. Jack Sparrow i jego kłótnie z Ayako... LOOOOOOOOOL
    Co tu się odpierdala?

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony